.

.

czwartek, 6 lutego 2014

Francja, Moi Mili

Cześć, cześć, cześć!

At the beginning, I greet and thank once again for all the new friends which I met at Strasbourg. You are fantastic!

Znowu długo nie pisałam... Moje lenistwo przekracza wszelkie granice. Co się ze mną działo? Hmm, trzeba zacząć od grudnia...

Byłam we Francji, ha! O ile nie "jarają" mnie tamtejsze miasta (nie to, że nie lubię, po prostu szału nie ma), to we wsi francuskiej zakochałam się jak nic. Ale po kolei...
Nie chce mi się tłumaczyć z jakiej okazji się tam znalazłam (kto wie, ten wie, a kto nie, to nie), grunt, że odwiedziłam Strasburg, a mieszkałam przez kilka dni w położonej niedaleko wiosce.
Miasto ładne, ale jak zwykle nie aż tak zachwycające jak się spodziewałam. No ale przecież to ja jako jedyna znana mi osoba nie zachwyciłam się przesadnie Paryżem, kiedy byłam tam kilka lat temu *haha*.
W Strasburgu, jak w sumie w każdym mieście, moim ulubionym miejscem stała się starówka - cudna, a tam, proszę Państwa, zachwycająca katedra. Zdjęć z wnętrza nie mam, ale polecam, żeby sobie sprawdzić w internecie, a jeszcze lepiej - na własne oczy. A tak prezentuje się z zewnątrz:



Kilka zdjęć miasta:







Załapaliśmy się jeszcze na targi świąteczne. Przyznam, że ozdoby bożonarodzeniowe były przepiękne, aż się skusiłam na kilka śnieżynek na choinkę, ale są już dawno zapakowane na strychu, więc nie pochwalę się zdjęciem.
Pytanie za 100 punktów: co łączy Podlasie i Alzację? Odpowiedź: bociany! Są one symbolem tego regionu i można było kupić takie maskotki bądź figurki w każdym sklepiku z pamiątkami. Ale, że się tak kolokwialnie wyrażę, weź i wieź do Polski bociana - w domu zabiliby mnie śmiechem...

Byłam mile zaskoczona, ponieważ jest to miasto CZYSTE! Wszędzie było schludnie w przeciwieństwie do paru innych europejskich miast... A ludzie - przemili, nawet zaczepiali naszą grupkę pytając skąd jesteśmy i wdawali się w dyskusje.

Niesamowitym doświadczeniem była modlitwa o pokój, jako że był to wyjazd w związku z europejskim spotkaniem młodych Chrześcijan. Coś fantastycznego. Pewnie mówiłam to już połowie znajomych, ale strasznie lubię pewne zdjęcie przedstawiające mnichów buddyjkich modlących się o pokój na świecie ze świecami w dłoniach. Więc przez chwilę mogłam właśnie tak się poczuć - niezależnie od religii prosić w intencji łączącej wszystkie wyznania. 




Jak wspomniałam, mieszkałam na wsi, w miejscowości Mittelhausen. Rodzina, która gościła mnie i moją siostrę jest bardzo kochana. Starsze małżeństwo, przecudowni ludzie, troszczyli się o nas nawet nie tak jak wypadałoby dbać o gości, ale jak o członków rodziny. Przy okazji - mają ogromne poczucie humoru, wciąż z nas żartowali, że nie dajemy rady dużo jeść i podsuwali kolejne dania pod nos. Tu warto wspomnieć o tradycyjnym cieście z Alzacji (dla tych, którzy spali na historii - region Francji graniczący z Niemcami), którego nazwy nie wymienię, bo nie pamiętam jak ją zapisać, a i tak nikt tego nie zapamięta. W każdym razie jest to ciasto z wyglądające jak nasza babka wielkanocna, posypane czasami bakaliami, a w konsystencji i smaku przypominające drożdżówkę. Dostałam nawet miniaturową foremkę ^^
Okolica była wręcz sielankowa - gospodarstwa z tradycyjnymi zabudowaniami itd., mówić zwięźle - klimat niesamowity. Dom naszych gospodarzy równiez należał do starszych budynków i był urządzony noo...hmm...jak to napisać... jak większośc tamtejszych domów... niczym z czasopisma dla architektów wnętrz, typowy francuski wiejski styl:



No i koniecznie widok z mojego okna na ogródek sąsiadów, który musi wyglądać bajecznie latem (słabo widać, ale jest stylowa altaneczka, pełno ziół i obumarłych już o tej porze kwiatów) i stylowy jak wszystko domek:


Jeszcze ktoś nie rozumie dlaczego pokochałam francuską wieś??? Tylko Asterixa i Obeliksa brakowało do kompletu :)
Dużo czasu spędzaliśmy w pobliskiej wiosce i to stamtąd są zdjęcia ulic:











Pięknym miejscem okazał się franciszkański kompleks klasztorny z kościółkiem w innej sąsiedniej miejscowości. To dopiero klimat, mogłabym tam zostać i nie wracać! Wyobraźcie sobie: wchodzicie do zabytkowego, małego kościółka i słyszycie dobiegający nie wiadomo skąd śpiew zakonników... Czułam się jak w filmie o św. Franciszku z Asyżu :) Aura tego miejsca udziela się do tego stopnia, iz chodziłyśmy z siostrą tak oczarowane, że nawet szeptem nie chciałam zakłócać cudowności chwili i - jak to wredna starsza siostra - kazałam "małej" siedzieć cicho xD W dodatku była tam piękna stajenka, zrobiona z resztą bardzo pomysłowo, bo zamontowano w środku lustra. w pierwszej chwili nie zauważyłam tego i zastanawiałam się gdzie właściwie ta konstrukcja się kończy i komu chciało się ustawiać tyle figurek, haha. Nabrałam się, no...






Co jeszcze mogę dodać??? Ludzie sympatyczni... Dostałyśmy z siostrą kilka prezentów, m. in. trzech Ciastków na drogę, jednego od zaprzyjaźnionej Pani, dwa od uroczego ok. cztero- lub pięcioletniego wnuka naszych gospodarzy. Sympatyczna Pani Danielle wręczyła nam również po serduszku uszytym z tradycyjnej alzackiej tkaniny w niebiesko-czerwoną kratę na białym tle. O foremkach wspomniałam... płyty z kolędami po francusku również były miłym akcentem... a i tradycyjne pierniki świąteczne... oh, już sama nie pamiętam co dostałam, ale wstyd xD



 I nie byłabym sobą, gdybym nie kupiła sobie czegoś ^^ torebka z SIX, idealna do mojego wiosenno-jesiennego fioletowego płaszcza :)


Na koniec wspomnę o naszej wesołej strasburskiej ekipie. Przedział wiekowy oho ho ho i jeszcze trochę, a wszyscy się dogadywaliśmy, zgraliśmy się i to jest zdecydowanie najlepsza strona wyjazdu <3 Buziaki, uściski wszystkim tym normalnie nienormalnym ludziom <3

Ale się naprodukowałam, o jaaaa xDDD A zapomniałam się pochwalić jeszcze kilkoma rzeczami... Hmm... W takim razie - do usłyszenia w przyszłym tygodniu!

A, i śmiechowa stylizacja z wczoraj - ubrałam się tak słodko, że sama miałam z tego ubaw xD A na bluzce miałam panią uczesaną i umalowaną podobnie do mnie, z (o ironio) różowymi kwiatami we włosach xD Przez kamerkową jakość kreski wyglądają niczym u Kleopatry, LOL, ale w realu były delikatniejsze ;)


Pa :3
shaman

niedziela, 6 października 2013

powrót po przerwie...

Witajcie!
Tak, nie pisałam dawno, dawno... Najpierw z braku czasu, później z lenistwa...mea culpa. 

A więc...od czego by tu zacząć? Hmm, może od początku, po kolei :)

Jestem magistrem od jakichś 3 miesięcy. Ubaw po pachy: ja i tytuł naukowy xD Nie powiem, żeby zmieniło to coś w moim życiu, powietrze pachnie tak samo. Teraz wybieram się na studia podyplomowe z Iris i Ruką. Thanks God za przyjaciół, którzy nie tylko inspirują, ale czasem ciągną za kołnierz ku rozwojowi <3

Po obronie pojechałyśmy z wyżej wymienionymi na koncert Deathgaze, o których wspominałam gdzieś przy okazji visual kei. Koncert był wspaniały, chłopaki dali z siebie wszystko. Chciałam dodać zdjęcie płyty, ale oczywiście aparat mi padł...jak zwykle, kiedy jest potrzebny.Miałyśmy nawet zabawną "przygodę"... Mianowicie poszłyśmy odebrać bilety przed koncertem, a tam zespół akurat miał próbę. Stoimy sobie grzecznie, rozmawiamy z organizatorem, a tu Takaki (gitarzysta) wychodzi z sali. Spojrzał na nas i chyba pomyślał, że jakieś stuknięte fangirls wtargnęły do klubu, bo zwiał. Żeby było zabawniej, nie "zczaiłyśmy" od razu kto to jest i go olałyśmy, brawo my. W ogóle z tym wyjazdem wiążę kilka cudownych wspomnień. Dodam, że zostałam wielką fanką Ai'a (wokalisty). 

DEATHGAZE





...i kuchni hinduskiej. Przypadkiem zaszłyśmy przed koncertem do restauracji hinduskiej i byłyśmy zachwycone: jedzeniem, obsługą, wystrojem, wszystkim. Nie pamiętam nazwy lokalu, ale muszę tam wrócić!

Następnie spędziłam miesiąc w Brukseli. O tym miała być większa notka, ale tym razem (bo nie był to mój pierwszy wyjazd tam) pobyt zupełnie mnie nie cieszył. Przyjechałam do miasta w okresie upałów i to już mówi samo za siebie. Nawet na zakupy nie miałam siły wyrwać się z mieszkania. Raz pojechałam z mamą do pięknego miasteczka o nazwie Brugge, które można zwiedzać godzinami. Natomiast ja, zmordowana upałem, przeszłam kilka ulic i wydałam komendę do odwrotu, nic nie zwiedziłam. Jednak strasznym minusem, na prawdę uciążliwym był... smród. Skąd? Cóż, w Brukseli raz lub dwa razy w tygodniu wystawia się śmieci...na chodniki przed kamienicami. A teraz wyobraźcie sobie jak to "capi" latem </3 Szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia, jak "estetycznie" to wygląda. Rozumiem, że tam zabytkowe kamienice nie mają takich bram i podwórzy jak w naszych miastach, ale chyba można by było to jakoś sensowniej rozwiązać, blee.

W zeszłym tygodniu byłam z siostrą i z babcią na Litwie. Kocham Wilno i Troki, to cały mój komentarz. Mam folder pełen zdjęć kolumn, obrazów, grom wie czego - uroki posiadania siostry historyczki. Nawet w dybach mnie zamknęła.

Zamek w Trokach


W międzyczasie "tępa moda" (jak ja to nazywam) wśród polskich gaijin gyaru na styl rokku zaczęła mnie dobijać. Nigdy nie zrozumiem ludzi bezmyślnie kopiujących coś, z czym się nie utożsamiają, "bo taka moda".
Doszłam też do wniosku, że pora zacząć ubierać się TROSZKĘ dojrzalej. Pooglądałam kilka zdjęć Shizuki Takedy, której uwielbieniem zaraziłam się od Natalii i podjęłam decyzję. Zmieniłam swoje stylowe preferencje z rokku/onee na onee/rokku. Jest to styl dla dziewczyn już dojrzalszych, gdzieś tak w moim wieku, ale nie chce mi się go dziś opisywać, więc poświęcę temu oddzielną notkę i może dodam jakieś własne stylizacje w końcu ^^ Stąd też zmieniłam nazwę bloga. Nie trzymam się jednego nurtu, a nazwa powinna oddawać to, co mi siedzi w głowie, czyli wszystko-na-raz xD

A! I w końcu mam soczewki, o których pisałam w notce o gyaru. Kocham ciemne oczy i zawsze podobały mi się wielkie ciemne soczewy Byou ze Screw. Ale że sama mam ciemnobrązowe oczy, a brązowe soczewki były dla mnie za jasne, to musiałam wybrać czarne. I uwielbiam je! <3 :3 <3



Widać różnicę w wielkości oka, prawda? Zdjęcie zrobione przy zdejmowaniu soczewek, makijaż już mi się trochę starł po całym dniu, wybaczcie. A tu "oba ocy":



Dobra, tyle wypocin jak na mnie, to wyczyn nie lada...
Wystarczy...

Do usłyszenia,
shaman kingu

niedziela, 2 czerwca 2013

Gyaruo i hości

Czym jest gyaruo?
Jest to męski odpowiednik stylu gyaru, czyli styl dla mężczyzn. Panowie reprezentujący go stosują się częściowo do tych samych zasad, co gyaru (o których pisałam wcześniej), a więc: soczewki, zazwyczaj makijaż (przypominający raczej soft v-kei), modne fryzury, modne ciuchy, często (ale nie zawsze) opalenizna. Tak to wygląda:



Dodam nawet tutorial, który pokazuje, jak ułożyć włosy w tak fantazyjny sposób:



Oczywiście (tak, jak w przypadku gyaru) są różne kategorie gyaruo. Nie czuję się zbyt kompetentna, żeby opisywać każdy z nich, ale może wymienię główne:

  • Military
  • Rock
  • Biker
  • American Casual
  • Surfer
  • Adult 

Gyaruo w Japonii nie cieszą się pozytywną opinią wśród starszego pokolenia, ale u dziewczyn/młodych kobiet raczej mają powodzenie. Styl ten ma wyrażać bunt wobec tradycjonalizmu japońskiego społeczeństwa. Gyaruo ma wizerunek "niegrzecznego chłopca". Niektóre źródła piszą o rozwiązłości gyaruo, ale osobiście uważam, że jest to mocno przesadzona opinia i nie różnią się oni pod tym względem od młodych ludzi z innych stron świata, innych kultur.

Jesteście już wystarczająco zszokowani stylem młodych Japończyków? Moim zdaniem wyglądają dobrze, może poza tymi mocno opalonymi. Aż chce się zwrócić uwagę mężczyznom z Zachodu, że powinni o siebie dbać. Choć z drugiej strony Europejczyk, czy inny "biały" nie wyglądałby tak dobrze w tej stylizacji, jak Japończyk, więc gyaruo pozostawmy im. Jeszcze jedno zdjęcie, żeby "nacieszyć oczy":


A teraz przejdźmy do hostów...



Host japoński
Na początek muszę wyładować swój "żal": jeśli jeszcze raz przeczytam, że hości są męskimi odpowiednikami gejsz, to zwątpię w ludzi i ich inteligencję. Oczywiście, kiedy się o nich słyszy po raz pierwszy, to taka właśnie myśl nasuwa się natychmiast, ale jest błędna. Gejsze pobierają nauki przez wiele lat, by opanować swój fach, hości nie. Często też ludzie z Zachodu utożsamiają hostów z męskimi prostytutkami. Żeby była jasność: host to host, a męska prostytutka to męska prostytutka. Niestety, gdy zechce się znaleźć coś na ten temat w internecie, to wyświetlają się prawie same blogi nastolatek, które de facto streszczają wzajemnie swoje wpisy lub żywcem przepisują teksty równie niekompetentnych artykułów. Część powołuje się na książkę o Usagi Nakamurze (delikatnie mówiąc, bo przepisuje się fragmenty jej książki bez dopisania skąd to zostało wzięte), japońskiej pisarce, która wydała wszystkie pieniądze na hosta. A przecież nie wszystkie przypadki muszą przypominać jej... Wszędzie wszyscy żałują biednych Japonek, które zakochały się w takim hoście, a zapominają, że to oni są traktowani przez klientki jak towar.

Host jest to mężczyzna zarabiający na dotrzymywaniu towarzystwa kobietom. Hości pracują w klubach nocnych zwanych po prostu "Host Club". Jeśli chodzi o wygląd, to najczęściej reprezentują styl gyaruo. Jako ciekawostkę dodam, że niektórzy muzycy z mniej popularnych zespołów v-rocka też czasem muszą dorabiać jako hości.

Na czym polega ich praca? Niektórzy hości wyruszają na ulice, by "naganiać" klientki do swoich klubów. Kobiety chadzają tam, by miło spędzić czas i wydać pieniądze. We wszystkich artykułach, jakie przeczytałam, autorki (tak, same kobiety) piszą, że po wejściu do klubu dostaje się menu ze zdjęciami chłopaków. Tak na prawdę "wybór" widać już przed wejściem, bo kluby obwieszone są z zewnątrz zdjęciami swoich pracowników.



Zadaniem hostów jest komplementowanie klientek, umilanie im czasu, skłanianie do kupowania drinków (w związku z czym hości muszą mieć mocne głowy) i zachęcanie do ponownego przyjścia. Hości często prowadzą również blogi, by zainteresować panie swoją osobą. Jeśli chodzi o seks - cóż, najczęściej jest on nawet zabroniony, ponieważ hości mają uwodzić i zwodzić, a nie się sprzedawać. Natomiast to, co robią poza klubem, to ich sprawa. Zdarza się, że kobiety potrafią wydać wszystkie pieniądze, bo np. zakochały się w ulubionych hoście. Moim zdaniem same sobie są winne. Jeśli chodzi o hostów, to raczej nie mają pochlebnego zdania o kobietach, które uganiają się za mężczyznami.
Każdy klub prowadzi ranking hostów, bo wypłata jest uzależniona od pozycji w nim. Oczywiście jest damski odpowiednik tego zawodu - hostessy. Ich praca polega na tym samym. I znowu: nie utożsamiać hostessy z prostytutką. Teraz rozumiecie dlaczego nie należy tego porównywać z gejszami?

Teraz to już na pewno jesteście zszokowani, co niektórzy nawet zgorszeni. Ale powtarzam po raz kolejny - to inna kultura i nie oceniajmy jej według naszej własnej miarki. Osobiście znam "dresów", którzy wykorzystują swoje dziewczyny pod względem finansowym. Pozdrawiam kolegów.

Co do następnego wpisu, dzisiaj nie mogę napisać o czym będzie, jeszcze nie mam pomysłu. Może macie jakieś życzenia? Mała inspiracja nie zaszkodzi.

Pozdrawiam,
shaman kingu

czwartek, 30 maja 2013

Visual kei - c.d.

Oshare kei
Niektórzy twierdzą, że oshare kei jest czymś zupełnie oddzielnym od v-kei, ponieważ to pierwsze jest kolorowe, a to drugie mroczne. Bzdura. To jedna z odmian v-kei.
Oshare kei (oshare  - znaczy tyle co "wystroić się") charakteryzuje się "radosną" kolorystyką, bardziej "pozytywnym" stylem. Jeśli chodzi o muzykę, to jest ona zbliżona do punk-rocka, pop-rocka, czasem z elementami hip hopowymi itp. Całość ma być miła, przyjemna dla oka i ucha.

Najpopularniejsze zespoły oshare to: An Cafe, SuG i im podobne.

An Cafe:


SuG - zawsze mam problem z wybraniem ich PV, bo wszystkie są najlepszym przykładem o-kei:



Kote kei
Jet określany jako "tradycyjny visual kei". Zespoły tej odmiany stawiają na mroczny, ostry, wręcz agresywny wygląd. Jest on zazwyczaj bardzo teatralny, co podkreśla makijaż zawierający np. usta pomalowane czarną lub czy bordową szminką, podkreślone czarną kredka oczy itp. Charakterystyczne są również dodatki utrzymane w równie mrocznej stylizacji: opaski, spinki, kapelusze. Fryzury są najczęściej nastroszone, co dodatkowo nadaje wyglądowi agresywnego charakteru. Sam ubiór bywa wyuzdany - lateksowe kombinezony przypominające stroje aktorów "ostrego" porno. Na scenie zespoły kote kei zachowują się prowokacyjnie i często kontrowersyjnie. Widz może mieć wrażenie, że muzycy kokietują się wzajemnie, ale spokojnie - to tylko gra aktorska - jak to się mówi kolokwialnie: pod publiczkę. Reprezentantami tego nurtu byli: Megaromania, Phantasmagoria i im podobne zespoły. Ze współczesnych grup w stronę kote kei idzie np. Lycaon.

Phantasmagoria - z dedykacją dla Izy:



Lycaon - zatkajcie uszy, Yuuki "meczy" jak koza, ale zespół wygląda ciekawie:



Koteosa kei
Jest nazywany "łagodnym visualem". Makijaż i ubiór rzeczywiście są łagodniejsze niż w mrocznym visualu, koteosa jest czymś pomiędzy kote a oshare, jak sama nazwa wskazuje. Do tej odmiany można zaliczyć Alice Nine (przed odejściem od tego nurtu na rzecz soft v-kei), Lolita23q, Heisei Ishin.

Lolita23q

 


Heisei Ishin
 


Iryou kei
Ten typ daję na prośbę Natalii i Izy.
Muzycy tego nurtu ubierają się jak lekarze czy pielęgniarki, ich kitle często są umazane czerwona farbą. Teledyski mają nastrój psychodeliczny, akcja dzieję się w szpitalach, a same zespoły mogą stwarzać wrażenie psychopatów. Teksty również nawiązują do tematyki medycznej. Popularnymi zespołami iryou kei są LuLu i Sex Android.

LuLu 

  

Sex Android



Soft v-kei
Obecnie niektóre zespoły zrezygnowały z mocnego makijażu na rzecz delikatnego, który ma wyglądać jakby go właściwie nie było. Ostatnio kłóciłam się z pewną "fanką" v-kei na jakimś fanpageu, bo dziewczyna twierdziła, że nie ma czegoś takiego jak soft v-kei, a zespoły, które go reprezentują po prostu porzuciły visual kei. Co za herezje (jak skomentowała to Sisu). Wygląd tych zespołów wciąż się liczy tak samo jak muzyka, z tym że jest łagodniejszy. Szczerze - sprzyja to ich popularności, ponieważ wyglądem są zbliżeni go gwiazd j-popu (japoński pop), czy k-popu ( koreański pop). Ale to wciąż jest v-rock (rock visualowy). Do takich zespołów zalicza się obecnie Alice Nine i ViVid. Co innego Dir en Grey - oni rzeczywiście odeszli od v-kei.

Alice Nine 


  

ViVid - dla Sisu:




Cóż mogę dodać? Jest jeszcze wiele innych odmian v-kei i pewnie w przyszłości zajmę się ich opisywaniem. Są zespoły, które stworzyły własne keie. Niektórych grup nie da się przypisać do konkretnej odmiany, bo w swojej karierze przerobili rożne typy. Pewnie dodam jeszcze notkę o "problemie płci" w v-kei, bo część mężczyzn stylizuje się na kobiety (bez oburzenia, proszę - to wizerunek sceniczny), a są też zespoły, gdzie panie wyglądają jak mężczyźni. Zaciekawiłam Was?

W następnej notce chcę zająć się męską wersją stylu gyaru - gyaruo oraz hostami. Ani jednym słowem nie wyjawię tutaj co to jest, poczekajcie trochę.

Bez odbioru - shaman kingu.

środa, 29 maja 2013

Visual Kei

Pomyślałam sobie, że wypadałoby Wam w końcu wyjaśnić, dlaczego japońscy muzycy, których słucham, wyglądają tak, jak wyglądają. Dlatego, że należą do nurtu visual kei...

Czym jest v-kei? Skąd się wziął?
Żeby mądrze to wytłumaczyć, pozwolę sobie oprzeć tę część wpisu na tekście osoby lepiej znającej historię nurtu, czyli na pracy licencjackiej mojej Izy. Iza - dziękuję za udostępnienie.

V-kei jest nurtem muzycznym, w którym wygląd zewnętrzny członków zespołów również gra bardzo ważną rolę. Same słowa visual kei znaczą tyle co "wizualny kształt". Ważne jest, aby poprzez odpowiedni makijaż, garderobę, fryzurę, osiągnąć wygląd androgyniczny.

Termin pojawił się w latach 80. Początkowo v-kei miał nawiązywać do zachodniego nurtu glam rock. Wtedy właściciele butiku z ubraniami w stylu glam założyli zespół Visual Scandal. Styl szybko został "podchwycony" i zaczęły pojawiać się nowe zespoły promujące nurt. Jedną z najważniejszych postaci, które miały wpływ na rozwój v-kei, był Yoshiki, perkusista i lider zespołu legendarnego X Japan. Japońska młodzież oszalała na punkcie tego zespołu i reprezentowanego przez nich stylu. Współcześni muzycy v-kei wymieniają Yoshikiego i hide jako tych, którzy byli dla nich wzorem w wyborze życiowej drogi.

X Japan
Yoshiki to ten w środku. Pierwszy od lewej to hide.


Była to pierwsza fala v-kei. Drugą zapoczątkował również człowiek-legenda, gitarzysta X Japan, hide. Nie, nie ma tu błędu w pisowni. Pod koniec lat 90. zespół zakończył działalność, a hide stworzył nowy projekt. Tym samym zaprezentował nowe, uwspółcześnione oblicze v-kei.

hide



Może tyle na temat historii wystarczy. X Japan i hide opiszę w przyszłości, bo legend przemilczeć nie można. Co do zespołu, reaktywowali się, grają do dzisiaj i mają się świetnie. Niestety hide popełnił samobójstwo, ale pamięć o nim jest wciąż żywa, co można było obserwować w podczas niedawnej rocznicy jego śmierci. Miejsce hide w zespole zajął Sugizo, kolejna kultowa postać w świecie j-rocka, ale o nim również napiszę kiedy indziej.

Wspólczesny v-kei.
Współcześnie nurt ten rozgałęził się w wiele odmian. Wymienić i opisać wszystkich nie zdołam, dlatego zajmę się głównymi.

Angura kei
Przedstawiciele tej odmiany ubierają się w tradycyjne japońskie stroje i często łączą z rockiem elementy tradycyjnej japońskiej muzyki. Są zespoły, które trzymają się tej odmiany i takie, które wykorzystują ją na potrzeby piosenki, czy klipu. Zamiast wstawiać zdjęcia lepiej dam jakiś link, żebyście mogli lepiej zrozumieć, o co w tym chodzi.

Kiryu - głos Mahiro nie przekonuje, ale aktualnie to chyba najpopularniejszy zespół w tej odmianie. Poza tym akurat na dniach ukazało się nowe PV (czyli klip).


Nowym zespołem, który też reprezentuje angura kei, jest Memento Mori, ale nie zdążyłam jeszcze zapoznac się z ich twórczością.
Okazjonalnie można tą odmianę zaobserwować też u wielu innych zespołów, np. u D (zespół ma jednego z najlepszych wokalistów).

D




Ero-guro
Ta odmiana charakteryzuje się eksponowaniem przemocy połączonej często z elementami erotycznymi. Ero-guro nie jest jedynie odmianą v-kei, ale szerszym zjawiskiem w kulturze japońskiej, jest obecny w malarstwie, filmie itd. Chyba nie ma sensu tego opisywać, lepiej pokazać. Osoby o słabych nerwach niech tego nie włączają.
Nega - sam zespól nie jest ero-guro, ale klip jak najbardziej jest utrzymany w tej konwencji.



W v-kei ero-guro często pomija przemoc, skupiając się na erotyzmie. Do zespołów tej odmiany można zaliczyć Fatimę, Devil Kitty, czy Cali≠gari. 

Fatima fancervice - czyli "dozwolone od lat 18":



Nagoya kei
Odmiana ma swoje korzenie w Nagoi. Zespoły charakteryzują się mrocznym wizerunkiem nawiązującym do zachodniego punk rocka i metalu. Jak stwierdziła moja przyjaciółka Natalia: "najczęściej latają w garniaczkach". Zespoły nagoya kei kładą większy nacisk na ciężkie brzmienie muzyki, niż na wygląd. Przedstawicielami odmiany są: Awoi, DEATHGAZE, lynch itp.

Awoi z dedykacją dla Natalii. Obydwie jesteśmy fankami głosu Otogiego.



A tutaj lubiany przeze mnie lynch ze swoim najnowszym PV:



Myślę, że tyle na dzisiaj wystarczy. Nie chcę dodawać wszystkiego od razu, bo co za dużo, tego nikt nie zapamięta. Postaram się dodać jutro resztę odmian. Mam nadzieję, że kilka osób zainteresowałam tym ciekawym zjawiskiem kulturowym, jakim jest visual kei. I niech nikt mi później nie mówi: "Japończycy? Żółte pedały, blee...". Żeby oceniać, trzeba najpierw poznać i postarać się zrozumieć. A v-kei jest czymś, co japoński świat muzyki powinien promować, bo takie zjawisko może być produktem charakterystycznym i przyciągającym fanów z całego świata.

Do jutra,
shaman kingu.

niedziela, 26 maja 2013

Urodziny shaman kingu

Witajcie. Ostatnio jestem tak zajęta przesłuchiwaniem dyskografii kolejnych zespołów, że zupełnie zapomniałam wspomnieć o własnej imprezie urodzinowej.

Tak więc: tydzień temu zorganizowałam wspólnie z Natalią skromną imprezę w moim domu, ponieważ obchodzimy urodziny mniej więcej w tym samym czasie. Jeszcze raz dziękuję wszystkim gościom, bez których ten dzień nie byłby tak wspaniały.

Jak gwiazdy japońskiego rocka wstawiają na Twitterze zdjęcia swoich posiłków, tak i ja pozwolę sobie na pochwalenie się tortem, który sama zrobiłam. Dobra, prawie sama - Iza pomogła mi w dekorowaniu:



Reszty mych wypieków niestety nie uwieczniłam. Ale podobno były smaczne.

Moja cudowna Izabela zrobiła mi tego dnia piękny makijaż gyaru, ale chyba zbytnio nie widać tego na zdjęciach. Ale jakby ktoś chciał zobaczyć gaijin gyaru (gaijin znaczy tyle co obcy: gaijin gyaru to określenie gyaru pochodzących spoza Japonii) z prawdziwego zdarzenia, to proszę bardzo:



Pierwsza z lewej - ja (onee/rokku, tutaj akurat onee), druga - Iza (hime/casual gyaru, tu chyba casual, co Iza?), Marta (casual?) i Sisu (rokku). Iza, Natalia i Sisu są moimi guru w kwestiach azjatyckich stylów, nie znam lepszych specjalistek. Poza tym ich stylizacje zawsze najlepiej odpowiadają wymaganiom gyaru.

I oczywiście zdjęcie ze współwinowajczynią popełnienia tej imprezy, Natalią (onee/ rokku, tutaj onee, a właściwie to nawet neko - jap. kot). Nie śmiejcie się z uszek, to prezent od nas. Chciałam mieć z nią jakieś zabawne zdjęcie.



Najlepsza zabawa była przy  karaoke, które zawdzięczamy Sylwii i Uli. Dzięki.
Iza- nasza Królowa Karaoke.



Podsumowując: goście dopisali.



Muszę pochwalić się również prezentami, bo sprawiły mi wieeeeeeeeeeeeeeeeele radości.

Osobiście nie jestem fanką biżuterii pt. "samoróbki", ale siostra zaskoczyła mnie pięknymi kolczykami w ciekawym zestawieniu kolorów:



Od Izy i Natalii dostałam portmonetkę-pandę, bo nigdy nie mam małego portfela na koncerty. A panda, bo jak Ruki z the GazettE kocham pandy.



I najlepszy z najlepszych - prezent od wszystkich: płyta zespołu OZ z autografami. Kocham Was, za to, że tak dobrze mnie znacie.
Fanką OZ'u jestem od niedawna, ale to jedyny zespół, którego dosłownie każda piosenka mi się podoba i nie jestem w stanie określić, która najbardziej. Niestety w czerwcu tego roku zespół daje swój ostatni koncert i kończy działalność. Trochę szkoda, że nie zobaczę ich na żywo, ale ta płyta jest świetnym prezentem "na otarcie łez".



Jeśli chodzi o muzykę - OZ brzmi...hmm trochę metalowo. Głos Natsukiego (ten z blond pasemkiem na twarzy) jest bardzo ciekawy, brzmi oshare'owo (jak trafnie określiły to Iza z Natalią; pojęcie oshare kei wyjaśnię w notce opisujacej style v-kei). Do tego ma fantastyczny growl, właściwie jeden z najlepszych w j-rocku. Ale może dodam jakiś kawałek, byście mogli sami się o tym przekonać:



Akurat tutaj słychać trochę użytej elektroniki, ale i tak jest super, jak zawsze.

Cóż, to by było dzisiaj na tyle. I tak się wysiliłam, biorąc pod uwagę fakt, że powinnam siedzieć i grzecznie pisać pracę magisterską.

Trzymajcie się.

xoxo shaman girl (tak, sparafrazowałam "Gossip Girl")





środa, 22 maja 2013

the GazettE

Witajcie.

Dzisiaj postanowiłam opowiedzieć Wam historię pewnej miłości, czyli o tym, jak zaczęłam słuchać japońskiego rocka.

Zauważyliście zdjęcie z boku bloga? To mój ulubiony gitarzysta grający w jednym z moich ulubionych zespołów - Aoi z the GazettE. Wszystko zaczęło się od usłyszenia ich piosenki.

Moje drogie przyjaciółki słuchają j-rocka od dawna, a ja przypadkiem natknęłam się na link do piosenki "The suicide circus" tG. Włączyłam i...szok: wymalowani faceci, wokalista w marynarze w perełki... Ale po kilku sekundach pomyślałam: "ej, całkiem fajna piosenka", w połowie piosenki było już takie: "eeeejjjj, ale oni super wyglądają". Następnie postanowiłam sprawdzić jeszcze kilka ich kawałków, zanim wydam opinię. Włączyłam "Chizuru" i zakochałam się w tej piosence od pierwszego usłyszenia.

Nie twierdzę, że tG są najlepszym zespołem j-rockowym, ale dla kogoś, kto ma z czymś takim styczność pierwszy raz, polecam.



Większość z Was pewnie od razu oceni ich po wyglądzie, a to bardzo zła metoda. Zespół należy do nurtu visual kei, gdzie wygląd jest równie ważny, co muzyka.

Zespół powstał w 2002 roku i ma całkiem niezły dorobek. Są jednym z najbardziej promowanych produktów wytwórni PS Company, największej wytwórni muzycznej zajmującej się nurtem v-kei .

Założycielami pierwotnej wersji zespołu byli Reita (basista) i Uruha (gitara prowadząca), którzy znali się ze szkoły. Jednak Kar+te=zyAnos rozpadło się, gdy Ruki zrezygnował z funkcji perkusisty, by zostać wokalistą. Chłopaki reaktywowali zespół i perkusistą został Yune, który przyprowadził ze sobą kolegę - Aoiego (gitara rytmiczna). Po roku miejsce Yune'a zajął Kai, który został również liderem zespołu the GazettE. Obecnie tG jest jednym z najpopularniejszych zespołów swojego nurtu. Godne podziwu jest również to, że przetrwali 11 lat, co jest niesamowitym wyczynem.

Ale może dodam zdjęcia chłopaków, bo jak pisałam, wygląd też tu się liczy:

RUKI (wokalista, twórca tekstów)



REITA (basista)




URUHA (gitara prowadząca)



AOI (gitara rytmiczna)




KAI (perkusista, lider)



W przyszłości opiszę zjawisko visual kei, które dzieli się na różne odmiany, ale już teraz pragnę zastrzec, że tG stylizowało się różnie i ciężko zaklasyfikować ich do jednego konkretnego nurtu w v-kei.

Mogłabym napisać o nich ze 20 notek, ale dzisiaj chciałam Wam jedynie przedstawić ten zespół.
W to lato po raz drugi w swojej karierze tG wybierają się w światową trasę i odwiedzą Europę. Niestety nie przyjadą do Polski, ale dadzą koncerty we Francji, Niemczech i Finlandii. O ich popularności wśród fanów j-rocka niech świadczy fakt, że wszystkie bilety zostały wyprzedane w ciągu ok. 1 godziny. 

Może taka ilość informacji wystarczy na raz.
Jeżeli będziecie zainteresowani, to chętnie polecę strony i fp, gdzie znajdziecie o nich więcej informacji oraz cudowne sesje fotograficzne zespołu.

A na koniec jedna z najpopularniejszych piosenek tG. Opowiada prawdziwą historię brutalnie zamordowanej dziewczyny. Tym razem dodam z polskimi napisami.




Bywajcie,
shaman kingu.